Michał: My to mamy wydać? Ula: No raczej ;P

Dziś nieco inny post. Wspomnienie..  Wcześniej wciąż brakowało mi czasu na to aby zabrać za pisanie. No właśnie cóż to był za wieczór, oraz kilka dni przygotowań, gotowania, pieczenia.. Niesamowita przygoda kulinarna, merytoryczna, techniczna, edukacyjna i można by było jeszcze wymieniać. Michał Kucharski: kucharz, którego miałam poznać zupełnie przez przypadek, chociaż ja nie wierzę w przypadki;), który jest Polakiem, lecz mieszka i pracuje już od wielu lat w Londynie. Poza tym, że jest bardzo dobrym kucharzem, otwartym na różne kuchnie to jest też dobrym i bardzo mądrym człowiekiem, a zachwyt jego postacią do tej pory mnie trzyma i chyba już nie opuści, bo czuję, że to nie koniec naszej kulinarnej przygody. Kolacja wegańska którą wspólnie przygotowywaliśmy, lecz top szefem był Michał, była zorganizowana dla osób, które na co dzień nie są weganami, coś nie coś o takiej kuchni wiedzą, czasami coś gdzieś jedli, lub sami w domu stworzyli. Była to przygoda zarówno dla Nas ( w pewnym sensie) jaki i dla naszych gości. Odbywała się ona  w pięknym domu brata Michała, Marka(organizatora;)) i jego żony Agnieszki ( fantastyczni ludzie! ;)). Zanim napiszę Wam o menu warto wspomnieć skąd ten pomysł. Michał w Anglii co jakiś czas również gotuje z innymi kucharzami w domach, ale kucharzami, którzy na co dzień gotują inne rzeczy niż On sam np. kucharz włoch, kucharz indyjski, kucharz francuski.. etc. To zarówno ciekawe doświadczenie zawodowe jak i towarzyskie. My poznaliśmy się na urodzinach na których miałam przyjemność gotować. Michał poznał mojego bloga, spróbował mojej kuchni i stwierdził, że fajnie by było coś razem pogotować z kuchni roślinnej. Pomysł oczywiście spodobał się i mi i to baaaaaardzo. Trochę czasu upłynęło, aż znaleźliśmy dogodny termin i Michał przyleciał gotować wegańskie jedzenie. Menu konsultował ze mną, ale więszkość pomysłów jest JEGO.  I było PRZEpysznie!

Yes, chef!

Menu naszej kolacji:

  • Przystawka: tajska sałatka z sosem satay i ryż troszkę inaczej
  • Miso pomidorowa z makaronem z korzeni paproci
  • Szaleństwo wegan na talerzu z paprykowym ketchupem
  • Sernik całkiem bez sera czyli nernik czekoladowo-jagodowy
  • Preprzystawka;) w postaci zielonych  szotów mocy oraz kanapeczek na bazie chlebków jaglano-gryczanych oraz chleba z samych ziaren w towarzystwie wegańskich past

Brzmi odjazdowo, prawda? ;)

A poniżej fotorelacja z tej kolacji. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

 

Zielony szot mocy: dobra woda, sok z cytryn, szpinak, melon, banan, odrobina siemienia lnianego i ostropestu (zmielone);

 

 

 

 

cudo na patelni ;)

 

Dla dzieci największym WOW, był oczywiście deser, bo bez cukru, bez mąki i bez jaj, a taaaaaaaaki pyszny! Michał opowiadał jak zrobić z wody po cieciorce pianę w efekcie jagodową piankę ;) Miazga!!!

 

Ten deser był absolutnie genialny! Piszę to ja osoba, która na zdrowych deserach trochę się zna ;).

 

Nasi wyjątkowi goście ;*

Była to wspaniała przygoda i na pewno nie będzie ostatnia. Ja również jak wiecie lubię wspólne gotowanie zarówno z innymi kucharzami jak i ludźmi, którzy doceniają dobrą oraz zdrowa kuchnię. Także jeśli ktoś miał by ochotę na tego typu przygodę zapraszam, piszcie ;).

Uściski,

U.